Aktualne spalanie mojego Hyundaia

Aktualne spalanie mojego Hyundaia

niedziela, 1 września 2013

Trąbią, mrugają światłami, wymachują rękami a ja nic

Jakiś czas temu zamontowałem sobie w samochodzie światła do jazdy dziennej.

Zawsze chciałem takie mieć i w końcu trafiłem na samochód, w którym można takie ładnie wkomponować.

Światła kupiłem na portalu Aukcyjnym i odebrałem osobiście w sklepie, który miałem po drodze z pracy do domu. Zawsze tak robię, żeby niepotrzebnie nie płacić za przesyłkę.

Za zestaw świateł do jazdy dziennej mało znanej firmy, wyprodukowanych w Chinach, zapłaciłem całe 69,99 zł. Cena nie najniższa ani też nie oszałamiająca, bo szukając świateł, które kupiłem, widziałem i takie za 800 zł. Paranoja jakaś. Szukając świateł kierowałem się również przepisami, które nasza kochana Policja egzekwuje, i wymagałem, żeby światła miały te wszystkie znaczki wydrukowane na oprawkach, czyli homologacje, atesty i te wszystkie pierdoły, które i tak pewnie są odlewane w Chinach i nikt tych parametrów świateł nie sprawdza, ale może się mylę, oby.



Co do samych świateł, to jakość adekwatna do ceny. Zestaw składa się z dwóch "reflektorów" dwóch blaszek, których należy użyć do zamocowania świateł i przewodów, w kolorze czarny, czerwonym i białym. Przewody marnej jakości, cienkie, zakończone marnej jakości złączkami, więc podczas podłączania trzeba bardzo uważać, żeby tych przewodzików nie urwać. Same lampy są zbudowane z dwóch części. Cała elektronika zabudowana jest w części z diodami i zalana ni to silikonem, ni to klejem, generalnie, ma być waterproof, ciekawe czy będzie.

Blaszki przykręcone są do lamp. Do montażu zazwyczaj się je odkręca, więc czeka nas niemiła niespodzianka, bo po odkręceniu śrubek, nakrętki umieszczone wewnątrz oprawy na pewno wypadną z miejsc, w które były wkręcone. Trzeba wtedy rozebrać lampkę, czyli wysunąć biała część z czarnej i włożyć nakrętki na swoje miejsce. Ja przed montażem włożyłem nakrętki na swoje miejsce i "przykleiłem" je od wewnątrz silikonem, żeby nie wypadały. Małe udogodnienie, ale oszczędza dużo nerwów i niecenzuralnych słów podczas montażu.

Tylko uwaga, przed wprowadzeniem wszelkich modyfikacji proponuję, najlepiej w sklepie, sprawdzić, czy obie lampy świecą.

Z moich ust posypało się kilka słów uważanych potocznie na przekleństwa, kiedy okazało się, że po zamontowaniu wszystkiego w samochodzie okazało się, że jedna z lamp nie działa. Oczywiście trzeba było wszystko zdemontować i oddać do sklepu, gdzie na szczęście bez problemów lampy zostały wymienione na nowy zestaw, sprawdzony w sklepie, czy działa.

Zamontowanie świateł to dwa etapy, pierwszy to zamontowanie reflektorów na samochodzie, a drugi to ich podłączenie. Nie wiem, co za idiota wymyślił taki sposób montażu, ale lepiej, żebym go nie spotkał.
Montując uchwyty przy samym brzegu, powiedzmy wnęki na halogeny, żeby z boku do uchwytu przykręcić lampę, to trzeba się nieźle nagimnastykować. Wkręcenie śruby w lampę, kiedy ma się tylko 2 cm wolnego miejsca, to kilkadziesiąt straconych minut, przynajmniej dla mnie.

W droższych lampach są uchwyty montażowe na klik, co jest dużo łatwiejszym i bardziej komfortowym sposobem montażu świateł, no ale to kosztuje.

Jak już przebrniemy przez zamontowanie lamp to musimy je jeszcze podłączyć. Zasilanie należy podłączyć z miejsca, gdzie pojawia się ono po przekręceniu kluczyka, a trzeci przewód należy podłączyć w miejsce, gdzie zasilanie pojawia się po włączeniu świateł postojowych lub mijania. Trzeci kabel jest po to, żeby po włączeniu świateł mijania, zgasły światła do jazdy dziennej, bo tak mówią przepisy.

Zakupione przeze mnie światła miały mieć wbudowany automat, który jednak miał nie wyłączać całkiem świateł tylko przygaszać je o 90%. W rzeczywistości przygasza je, ale o 10 no może 20%. Lipa. Muszę teraz zainwestować w przekaźnik zwierno-rozwierny i samemu zbudować automat, który będzie wyłączał światła do jazdy dziennej, po włączeniu świateł mijania. A miało być tak pięknie.

Jednym z problemów było "przejście" z komory silnika do kabiny, bo w okolicach silnika nie znalazłem miejsca, gdzie pojawia się zasilanie po przekręceniu kluczyka. Ale udało się, po godzinie walki, podłączyć światła pod gniazdo zapalniczki. Ponieważ światła mają moc około 10 W, to nie są zbyt dużym obciążeniem dla instalacji gniazda zapalniczki.

Po dwóch dniach zabawy z montażem, bo musiałem wymienić uszkodzone światła na nowe, mam w końcu prawie dobrze działające światła, na których mogę jeździć w dzień, bez konieczności zapalania wszystkich innych świateł, które stanowią około 200 watowe obciążenie dla alternatora.

Czy oszczędzam na paliwie, na pewno, w okolicach 0,2-0,3 litra na każde 100 km. Dla mnie jako kierowcy który uprawia eco-driving, to jest pokaźna wartość, która zbliża mnie do osiągnięcia celu, którym jest zejście poniżej 7 litrów gazu na 100 przejechanych kilometrów.

Zdjęcia i filmik prezentują DRL w akcji, w dzień i w nocy.














A wracając do tytułu posta, to montując światełka choinkowe w samochodzie, przypadkiem stałem się bardziej zauważalny na ulicy. Często kierowcy jadący za mną trąbią, mrugają światłami, machają do mnie zza kierownicy myśląc, że nie mam zapalonych świateł. Dopiero kiedy ich zignoruję albo mnie wyprzedzą, zobaczą, że korzystam ze świateł LED-owych. Taki skutek uboczny. 

Nie wiem, czy nie napisać na tylnej szybie, że korzystam ze świateł do jazdy dziennej. Wtedy ci, którzy umieją czytać, nie będą mnie niepokoić, chyba ...

Pozdrawiam
M@rek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz