Przed świętami wypłacałem z bankomatu Euronetu parę groszy. Na potwierdzeniu wypłaty zobaczyłem informację, że jeśli zatankuję na Orlenie, zapłacę gotówką i pokażę wydruk z bankomatu, to otrzymam zniżkę 10 groszy za każdy litr paliwa. Nie ma znaczenia, czy to LPG, Standard czy paliwa Verva. Dodatkowo, po transakcji otrzymam kupon, który przy kolejnym tankowaniu i płaceniu gotówką doładuje moje konto punktów Vitay o 500 pkt.
Niestety promocja trwa tylko do końca roku. Co ciekawe, kupon dający 500 pkt Vitay można zrealizować do końca stycznia 2014 roku. Warto więc skorzystać i zapłacić na orlenie gotówką.
Gdybym wiedział o tej promocji wcześniej, to posprzątałbym koło bankomatu zbierając porozrzucane wszędzie wydruki z bankomatu, tankowałbym z rabatem 10 gr na litrze jak często się da, i zbierał kupony na ekstra punkty. Po zakończeniu promocji zniżkowej, realizowałbym kupony doładowujące moje konto vitay o pół tysiąca punktów jak najczęściej. Dzięki temu zbieranie punktów Vitay byłoby przyjemniejsze i szybsze. Jeśli ktoś z was ma jeszcze możliwość, to zachęcam do skorzystania z promocji, bo warto.
Aby nie przechodzić wokół takich rabatów obojętnie, od dziś co jakiś czas będę zaglądał na stronę http://www.dlakierowcow.orlen.pl/pl , na której ogłaszane są bieżące promocje organizowane przez PKN Orlen. Do czego też wszystkich zachęcam, bo kilka złotych więcej w kieszeni ma kolosalne znaczenie, przynajmniej dla mnie.
Samochody elektryczne, nieśmiało wkraczające na rynek to być może przyszłość. Jak na razie jednak to nawet nie są ekologiczne twory. Bo i co z tego, że jeżdżą na prąd, jak za tą marketingowo-promocyjną zasłoną stoi mało związane z ekologią spalanie węgla, produkcja akumulatorów i kiepski zasięg.
Samochody jeżdżą na prąd. Pięknie. Ale ten prąd ktoś musi wyprodukować. To, że nie kopcą, nie trują z okolicy, w której się poruszają, nie znaczy, że są "czyste". Przecież prąd, który zasili samochód musi z ogromnymi stratami dopłynąć do gniazdka, z którego ładuje się samochód. Elektrownia wyemituje do atmosfery wiele niezbyt zdrowych substancji, zużywając przy tym wiele ton nieodnawialnego złota zwanego węglem.
Energia w samochodach elektrycznych magazynowana jest w akumulatorach. Do ich produkcji wykorzystuje się ogrom związków chemicznych, których wyprodukowanie a później utylizowanie kosztuje masę pieniędzy i energii. A to nie jest obojętne dla środowiska.
Zasięg samochodu elektrycznego. Teoretycznie to blisko 200 km, ale praktycznie wszystko zależy od stylu jazdy, temperatury, ukształtowania terenu po którym się poruszamy itp. W praktyce może to być nawet połowa tego dystansu, a to już praktycznie wyklucza wyjazdy poza miejsce zamieszkania.
I na koniec gwóźdź do trumny. Cena.
W listopadzie 2013 roku BMW wprowadziło model całkowicie elektryczny. Cena wyjściowa to 140 tyś zł. Czyli jakieś 100 tyś zł więcej niż zwykły kompakt, który również zawiezie pasażerów z miejsca A do miejsca B. A te 100 tyś wystarczy na ogromną ilość paliwa.
Nawet gdyby różnica w cenie samochodu miała się zwracać w kosztach podróży, to i tak zajęło by to kilkadziesiąt lat a samochód musiałby pokonywać wiele tysięcy kilometrów miesięcznie, więc chyba ekonomicznie nie ma to sensu.
Samochody elektryczne może i są ładne, może i są "lokalnie ekologiczne", może i zwiększają ego właścicieli, ale w dzisiejszych czasach są zupełnie nie uzasadnione ekonomicznie. Są to samochody dla ludzi, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi a nie chcą ich oddać potrzebującym.
Według mnie lepiej przerobić samochód na gaz, nauczyć się jeździć stylem eko, a zaoszczędzone pieniądze wydać na coś bardziej pożytecznego niż samochód elektryczny, który będzie jedną wielką niespodzianką i smyczą, trzymającą nas kilkadziesiąt kilometrów od domu.
Czyli o tym, gdzie FORD Rybnik ma swoich klientów.
Ulegając pokusie i pojawiającym się reklamom, kliknąłem w jedną z nich i chciałem się umówić na jazdę próbną nowym Fordem B-Max. Ponieważ mam Fusiona, a B-MAX to jakby trochę kontynuacja tego modelu, chciałem sprawdzić, co to jest i jak się tym jeździ.
Dodatkowo chciałem sprawdzić, czy szeroko reklamowana technologia Eco-boost rzeczywiście jest taka rewelacyjna i samochód zamiast zużywać, to produkuje paliwo.
No i się zaczęło.
Kliknąłem w baner reklamowy, wypełniłem formularz kontaktowy i czekałem, czekałem, czekałem i się doczekałem.
Po dwóch dniach otrzymałem telefon, gdzie pan zaprosił mnie na jazdę próbną. Miałem wybrać datę, godzinę i miejsce czyli salon FORDA w którym miałem zapoznać się i pojeździć nowym B-MAXEM.
Wybrałem salon REN-CAR w Rybniku. Zdjęcie skopiowałem z ich strony i powiem tylko że wygląda lepiej niż moja jazda próbna.
W umówionym dniu prosto z pracy pojechałem do w/w salonu aby przejechać się nowym, pachnącym, lśniącym B-Maxem z drzwiami jak w szafie w zabudowie.
Wejście do salonu i wita mnie miła Pani, którą pozdrawiam. Pyta, w czym może pomóc. Ja jej mówię, że byłem umówiony przez konsultanta na jazdę próbną nowym B-Maxem.
Ona podchodzi do jednego z pracowników i informuje go o moim pojawieniu się w salonie.
Po chwili podchodzi do mnie człowiek i zaprasza mnie do swojego "gabinetu". W międzyczasie mówi mi, że nie ma w "systemie" który cięgle się wiesza i nie pozwala normalnie pracować, informacji o zaplanowanej dla mnie jeździe próbnej.
Ciśnienie trochę mi podskoczyło, bo po pierwsze cieszyłem się z tej jazdy, po drugie zmarnowałem popołudnie, a po trzecie to przyjechałem na darmo.
A jego wytłumaczenie zwaliło mnie z nóg i przyprawiło o wzrost napięcia nerwowego.
Niestety dziś jazda próbna nie może się odbyć, bo Pan Kierownik wziął samochód i gdzieś pojechał.
No w dupę jeża, a klienci to co, mają sobie przyjechać kiedy indziej? Bardziej kompromitującego i durnego wytłumaczenia powiedzieć nie mógł.
A i cały czas system w jego laptopie nie chciał się uruchomić i nie mógł zweryfikować, czy spotkanie na które przyjechałem rzeczywiście się odbędzie.
A wiecie co, chciałem zapoznać się z tym samochodem i opisać moje wrażenia z jazdy na tym blogu. Tak po prostu, za to że się nim przejadę. Ale niestety nie wyszło.
Na koniec ten dobrze ubrany i miły Pan zapisał sobie mój numer telefonu i zapytał, kiedy mogę przyjechać na kolejną jazdę próbną.
Myślę sobie, ok, może to jednorazowa awaria, może już teraz, kiedy pracownik salonu osobiście zanotował sobie moje namiary i zarezerwował termin z tygodniowym wyprzedzeniem, to się uda. W końcu zasiądę za kierownicą B-Maxa i zrobię chociaż kółko po parkingu.
Minął tydzień i będąc w drodze na jazdę próbną odebrałem telefon. W słuchawce słyszę Pana z salonu FORDA REN-CAR z Rybnika, który informuje mnie, że umówiona tydzień wcześniej jazda próbna znów nie może się odbyć. Znów Pan Kierownik musiał pilnie gdzieś pojechać. A zaznaczam, że obydwie jazdy próbne miały się odbyć w godzinach mocno popołudniowych, więc albo były gdzieś jakieś promocje albo Pan Kierownik dojeżdżał sobie tym samochodem z domu do pracy i z powrotem. A że już skończył pracę w tym dniu to musiał czymś wrócić do domu. A że jeden czy nawet kilku klientów znów zostanie spuszczonych na drzewo z jazda próbną? A co tam, to tylko jacyś tam malutcy ludzie, których Pan Kierownik na gdzieś.
Wiecie co, wtedy to już się wkurzyłem. Dobrze że chociaż zadzwonili bo mogłem wrócić do domu. Ale byłem wkurzony.
A i jeszcze na dobicie leżącego pan sprzedawca dodał, że jak będę chciał to mam zadzwonić i umówić się na kolejną jazdę próbną a on wtedy zrewanżuje się dobrą kawą..
Tego było już za wiele. Nie dość, że dwukrotnie spuszczali mnie na drzewo to jeszcze ja mam się prosić do jazdę próbną jeśli wcześniej umówiona nie odbyła się z ich winy? Jakaś kpina.
Żeby jeszcze bardziej "zadbać o dobre imię firmy" po kilku dniach zadzwonił do mnie konsultant, który umawiał mnie po raz pierwszy na jazdę próbną. Zapytał czy jazda się odbyła.
Odparłem, że niestety nie.
Wtedy zapytał, czy to z winy mojej czy salonu?
Odpowiedziałem, że w winy salonu, ponieważ nie było samochodu, którym mógłbym sobie pojeździć. Kiedy chciałem kontynuować i opowiedzieć całą historię choroby, pan konsultant wyuczonym acz stanowczym tonem odparł, że dziękuje za informacje i że wobec salonu zostaną wyciągnięte konsekwencje. Potem powiedział " Do widzenia" i się rozłączył.
Czyli dupa, nie ma jazdy próbnej, nie ma dobrego zdania na temat firmy FORD, mimo, że jeżdżę ich samochodem, nie ma nawet słowa przepraszam.
Ja nie należę do osób, które będą żebrać o możliwość odbycia jazdy próbnej. Nie chcą mnie jako potencjalnego klienta to nie, niech się gonią.
Tylko, że teraz każdemu kto będzie chciał udać się do salonu FORDA, a tym bardziej tego z Rybnika powiem, że nie warto, bo dla nich najważniejszy jest Pan Kierownik a nie klient. Sam też nie mam zamiaru już więcej u nich się pokazywać.
Wszystkie poniższe zasady opisałem na swoim blogu w kolejnych postach. Omówiłem je szczegółowo. Opisałem je również w swoim poradniku.
Najważniejsze zasady eko-jazdy to:
· Zweryfikuj swoje potrzeby i jeśli Twój samochód kosztuje Cię zbyt wiele spróbuj go zamienić na jeden lub dwa mniejsze.
· Jeśli możesz unikaj podróży na dystansie krótszym niż 4 km. Twój samochód może wtedy spalić nawet 20 litrów paliwa na 100 km.
· Dbaj o porządek w samochodzie i nie przewoź niezbędnych rzeczy. Każde 100 kg balastu to 0,5 litra spalonego paliwa więcej a niepotrzebne drobiazgi mogą być przyczyną wypadku.
· Dbaj o to, aby nie wozić boksów i bagażników na dachu samochodu. Podnoszą one spalanie o nawet 20% a przecież nie korzystamy z nich na co dzień.
· Dbaj o właściwe ciśnienie powietrza w kołach oraz o właściwy stan technicznysamochodu.
· Dłuższą podróż zawsze planuj i wybieraj najbardziej optymalną trasę, która wcale nie musi być tą najkrótszą ale pozwoli na płynną jazdę bez częstych przyspieszeń i hamowań oraz stania w korkach. Nie ufaj nawigacji GPS w 100%.
· Uruchamiaj silnik bez dotykania pedału przyspieszenia.
· Ruszaj zaraz po uruchomieniu silnika. Nie marnuj paliwa na pracę silnika na biegu jałowym ( tzw. luzie).
· Jedź na najwyższym możliwym biegu utrzymując najniższe możliwe obroty a prędkość dopasuj do obowiązujących przepisów i sytuacji na drodze.
· Wyższy bieg włączaj najpóźniej po osiągnięciu około 2000 obrotów w silniku diesla i około 2500 obrotów w przypadku silnika benzynowego, chyba że warunki na drodze na to nie pozwalają (np. podjeżdżasz pod górę.)
· Jeśli to możliwe, przyspieszaj dynamicznie wciskając pedał gazu do około 2/3. Wtedy szybko osiągniesz prędkość docelową i spalisz mniej paliwa.
· Zapomnij o jeździe na luzie. Dojeżdżając do zakrętu, sygnalizacji świetlnej czy innej przeszkody hamuj silnikiem. Po zdjęciu nogi z pedału przyspieszenia samochód będzie zwalniał i nie będzie spalał paliwa.
· Jeśli postój samochodu będzie trwał dłużej niż 30 sekund, wyłącz silnik.
· Klimatyzacji używaj z umiarem i dopasowuj temperaturę powietrza wewnątrz samochodu do temperatury na zewnątrz, szczególnie pod koniec podróży.
· Naucz się jeździć płynnie i przewidująco. Obserwuj drogę kilkadziesiąt metrów przed samochodem i reaguj na zmiany prędkości samochodów jadących przed tobą hamując silnikiem. Unikaj zbędnych przyspieszeń i hamowań.
· Wykorzystuj ukształtowanie terenu i zjeżdżając z góry zdejmij nogę z pedału gazu a przed podjazdem lekko przyspiesz.
Wymienione powyżej zasady w teorii wydają się proste. Wcielenie ich w życie też jest możliwe. A kiedy już staniesz się Eko kierowcą zauważysz, że Twój samochód będzie Cię kosztował znacznie mniej.
Na zakończenie proponuję Ci dać sobie około 2-3 tygodni na wcielenie zasad Eco Drivingu w życie. Następnie weź kartkę i policz, ile Twój samochód spala paliwa na każde 100 km. Potem porównaj Twoje obliczenia z tymi, które wykonałeś na początku Twojego kursu Eco-jazdy. Jestem pewien, że różnica wyniesie co najmniej 10% na korzyść drugiego wskazania. Wartość tą można jeszcze poprawić, ale to już wymaga wprawy i cierpliwości.
Aby jeszcze dokładniej śledzić swoje osiągnięcia można prowadzić dziennik kosztów dla samochodu. Możliwości takie daje np. portal autocentrum.pl. Wpisując w dzienniku każde tankowanie paliwa i wydatki poniesione na utrzymanie samochodu poznamy rzeczywistą cenę posiadania samochodu oraz wartość rzeczywistej ilości spalanego paliwa. Podejrzewam, że będzie się ona różnić od wskazań komputera pokładowego Twojego samochodu. Ja prowadzę tam swój dziennik kosztów dla swojego samochodu i dlatego zawsze wiem, ile kosztują mnie podróże i dojazdy do pracy.
Czyli ma nie jechać, a jedzie.
Aby skutecznie i prawidłowo obliczać średnie spalanie, trzeba niestety robić to pod dystrybutorem, z kartką i ołówkiem albo korzystać z innych pomocnych arkuszy czy kalkulatorów. Komputer pokładowy w żadnym wypadku nie jest wiarygodny. Oblicza on spalanie, które różni się od rzeczywistego, czasem nawet o litr.
Najlepszy przykład pomyłki komputera samochodu, to mój własny przypadek, kiedy według wskazań komputera samochód powinien już zgasnąć a jednak jechał.
Jak widać na zdjęciu silnik pracuje na wolnych obrotach, co wskazuje obrotomierz, "zwykły" wskaźnik paliwa wskazuje, że jeszcze trochę paliwa zostało w baku, a wskazania komputera wskazują, że do przejechania pozostało 0 (zero) kilometrów.
Zdjęcie wykonałem komórką, podczas postoju na zamkniętym przejeździe kolejowym.
Wskazania komputera pokładowego samochodu mogą się też różnić od rzeczywistych, kiedy kierowcy jednego samochodu zmieniają się co jakiś czas, czyli tydzień jeździ żona, tydzień, córka, a dwa dni mąż.
Samochody "uczą się" stylu jazdy kierowcy i dopasowują spalanie i pracę silnika do konkretnego kierowcy. Każdy z kierowców ma swój styl jazdy, swoje nawyki i zachowania. Dlatego, jeśli kierowca samochodu zmieni się, to samochód jeszcze jakiś czas myśli, że prowadzi go poprzednio jeżdżąca osoba i dopiero po jakimś czasie zmienia ustawienia sterownika silnika, dopasowując je do nowego kierowcy. W tym okresie przejściowym spalanie samochodu wskazywane przez komputer pokładowy może różnić się od rzeczywistego.
Dlatego jeśli chcemy mieć rzeczywisty obraz poziomu spalania samochodu, musimy obliczać to niezależnym od komputer pokładowego sposobem.
Ja na każdym paragonie po tankowaniu zapisuję aktualny przebieg i później wpisuję wszystkie dane do kalkulatora kosztów na jednym z portali motoryzacyjnych. Wtedy dopiero mam aktualny poziom spalania samochodu, uwzględniający wszystkie jego parametry takie jak styl jazdy, ilość kilometrów przejechanych na benzynie i na gazie, charakter trasy (miasto, trasa) itp.
Polecam każdemu "ręczną robotę", bo samochodowe komputery oszukują.
Ceny autogazu i pozostałych paliw w ciągu ostatniego
miesiąca drastycznie podskoczyły.
Dokładnie 02.08.2013 roku za litr płaciłem 2,01 zł, obecnie
na tej samej stacji za litr LPG muszę zapłacić już 2,29 zł, a na czerwonej,
flotowej, 2,46 zł.
Różnica to 28 groszy czyli około 14 %. Jak ktoś w sierpniu
płacił za gaz 100 zł, to za tą samą ilość zapłaci dziś 114 zł.
I jak tu oszczędzać, jak kupować więcej, jak napędzić polską
gospodarkę, jak ceny paliwa w ciągu miesiąca skaczą o 14%, więc wszystko, co
być może uda się zaoszczędzić na
niższych ratach kredytów hipotecznych,( jeśli ktoś ma), trzeba będzie
wydać na komunikację.
Nauka zasad eco-drivingu może nam pomóc w utrzymaniu kosztów
podróży na niskim poziomie, ale nie zmienia to faktu, że jednak coś tutaj nie
gra. Czy to są lata 80-te kiedy inflacja szalała?
Część tej podwyżki zapewne zafundował nam przywódca Syrii,
ale bez przesady. Jakiś maniak gdzieś tam po drugiej stronie globu krzyknie, że
rozpęta wojnę, a ceny paliw już pędzą w górę.
Gaz kupujemy głównie na wschodzie a nie w Syrii, więc co ma
piernik do wiatraka?
Wydaje mi się, że wszystkie te zabiegi to sztuczne
podnoszenie cen i pompowanie kolejnej bańki finansowej, która ma pokazać, jak
to kryzys zostaje zażegnany, inflacja pięknie rośnie, kraj się rozwija a dziura
w budżecie, którą drążą głównie sami politycy, wydając pieniądze z podatków na
pierdoły, zostaje załatana kosztem tych najbiedniejszych. Paliwa, czyli coś co
muszą kupować prawie wszyscy to główny motor napędowy inflacji.
A zasady są proste, inflacja rośnie, wzrost gospodarczy jest
na plusie, czyli naród ma się coraz lepiej, ma coraz więcej pieniędzy, to
trzeba podnieść podatki, stopy procentowe, dodać kolejne obciążenia, bo
przecież jest dobrze.
Pytanie w dalszym ciągu pozostaje otwarte, jak żyć żeby
przeżyć?
Ponieważ w naszym pięknym kraju, dużo samochodów jest sprowadzonych z za granicy, bliższej lub dalszej, to myślę, że warto znać tą ciekawostkę, bo zapewne już niedługo nasz ukochany minister finansów, chcąc załatać dziurę w budżecie, będzie zachęcał policjantów do egzekwowania tego przepisu.
Kupując samochód za granicą często mamy na nim naklejoną nalepkę ze skrótem kraju, z którego pochodzi samochód. Często jest do DE, BE, GB itp.
Za posiadanie takiej naklejki na samochodzie zarejestrowanym w Polsce można dostać mandat karny, na szczęście bez punktów, ponieważ jest to traktowane jako wykroczenie.
Taryfikator mandatów mówi nam dokładnie ile zapłacimy za takie upiększenie naszego samochodu.
Umieszczenie na pojeździe znaku określającego inne państwo niż to, w którym pojazd został zarejestrowany.
0 pkt
100 zł
Tylko czekać kiedy Policja zacznie karać za ten mały znaczek na klapie bagażnika.
Czyli kiedy możemy jeździć na światłach do jazdy dziennej.
Zasady korzystania ze świateł zainstalowanych w samochodzie precyzyjnie reguluje ustawa Prawo o rychu drogowym.
Podejrzewam, że mało kto ją zna, bo często widzę jak podczas mgły czy deszczu samochody jadą korzystając ze świateł do jazdy dziennej, lub, co mnie najbardziej wkurza, jak podczas normalnej przejrzystości powietrza, w biały dzień, jedzie debil z włączonymi światłami przeciwmgielnymi z tyłu. Nie ma chyba niczego bardziej wkurzającego i męczącego jak jazda za dwoma, jasno i oślepiająco świecącymi czerwonymi punktami. O kierowcach, którzy jeżdżą z włączonymi światłami przeciwmgielnymi z przodu już nie wspominam.
Aby doprecyzować przepisy pozwolę sobie z
acytować tekst ustawy.
Używanie świateł zewnętrznych
Art. 51. 1.91) Kierujący pojazdem jest obowiązany używać świateł mijania podczas jazdy w warunkach normalnej przejrzystości powietrza.
91) W brzmieniu ustalonym przez art. 1 pkt 3 lit. a ustawy, o której mowa w odnośniku 50.
Dziennik Ustaw – 43 – Poz. 1137
2. W czasie od świtu do zmierzchu w warunkach normalnej przejrzystości powietrza, zamiast świateł mijania, kierujący pojazdem może używać świateł do jazdy dziennej.
3. W czasie od zmierzchu do świtu, na nieoświetlonych drogach, zamiast świateł mijania lub łącznie z nimi, kierujący pojazdem może używać świateł drogowych, o ile nie oślepi innych kierujących albo pieszych poruszających się w kolumnie. Kierujący pojazdem, używając świateł drogowych, jest obowiązany przełączyć je na światła mijania w razie zbliżania się:
1) pojazdu nadjeżdżającego z przeciwka, przy czym jeżeli jeden z kierujących wyłączył światła drogowe – drugi jest obowiązany uczynić to samo;
2) do pojazdu poprzedzającego, jeżeli kierujący może być oślepiony;
3) pojazdu szynowego lub komunikacji wodnej, jeżeli poruszają się w takiej odległości, że istnieje możliwość oślepienia kierujących tymi pojazdami.
4. (uchylony).92)
5. Na drodze krętej, oznaczonej odpowiednimi znakami drogowymi, kierujący pojazdem może używać przednich świateł przeciwmgłowych od zmierzchu do świtu, również w warunkach normalnej przejrzystości powietrza.
6.93) Przepisów ust. 1–3 nie stosuje się do kierującego pojazdem, który nie jest wyposażony w światła mijania, drogowe lub światła do jazdy dziennej. Kierujący takim pojazdem w czasie od zmierzchu do świtu lub w tunelu jest obowiązany używać świateł stanowiących obowiązkowe wyposażenie pojazdu.
7. Przepisy ust. 1–5 stosuje się odpowiednio podczas zatrzymania pojazdu, wynikającego z warunków lub przepisów ruchu drogowego. Jeżeli zatrzymanie trwa ponad 1 minutę, dopuszcza się wyłączenie świateł zewnętrznych pojazdu, o ile na tym samym pasie ruchu, przed tym pojazdem i za nim, stoją inne pojazdy.
Art. 52. 1. Kierujący pojazdem silnikowym lub szynowym, w warunkach niedostatecznej widoczności, podczas zatrzymania niewynikającego z warunków ruchu lub przepisów ruchu drogowego oraz podczas postoju, jest obowiązany używać świateł pozycyjnych przednich i tylnych lub świateł postojowych. W pojeździe niezłączonym z przyczepą oraz w zespole pojazdów o długości nieprzekraczającej 6 m dopuszcza się włączenie świateł postojowych jedynie od strony środka jezdni.
2. Podczas zatrzymania lub postoju, w miejscu oświetlonym w stopniu zapewniającym widoczność pojazdu lub znajdującym się poza jezdnią i poboczem, wszystkie światła pojazdu mogą być wyłączone. Przepis ten nie dotyczy pojazdu szynowego oraz pojazdu, na którym znajduje się urządzenie lub ładunek, wystające poza pojazd i wymagające oznaczenia odrębnymi światłami.
3. Światło oświetlające przedmioty przydrożne (szperacz) może być włączone tylko podczas zatrzymania lub postoju, pod warunkiem że nie oślepi innych uczestników ruchu. Ograniczenie to nie dotyczy pojazdu uprzywilejowanego.
Jak widać, wszystko jest precyzyjnie opisane, wystarczy tylko się tego nauczyć i stosować w życiu.
Na światłach do jazdy dziennej możemy jeździć:
- w ciągu dnia
- kiedy nie pada deszcz
- kiedy nie pada śnieg
- kiedy nie pada grad
- kiedy nie ma mgły
- kiedy nie jedziemy tunelem
- kiedy nie są to chińskie podróbki, bez wymaganych certyfikatów i homologacji
Światła mijania włączamy kiedy:
- jest noc
- pada deszcz
- pada śnieg
- pada grad
- jedziemy tunelem
- jest mgła
Światła drogowe, czyli długie włączamy kiedy:
- nic nie jedzie przed nami
- nic nie jedzie z przeciwka
- nikt nie idzie z przeciwka
Światła przeciwmgielne możemy włączyć kiedy:
- jest mgła( jak się skończy to światła przeciwmgielne wyłączamy)
- na drogach krętych, które są odpowiednio oznakowane możemy korzystać ze świateł przeciwmgielnych przednich.
Za nieodpowiednie i niezgodne z przepisami korzystanie ze świateł zewnętrznych Policja może nas ukarać mandatem i punktami karnymi:
Korzystanie ze świateł drogowych w sposób niezgodny z przepisami.
0 pkt
200 zł
Używanie "szperacza" podczas jazdy.
0 pkt
100 zł
Jazda bez wymaganych świateł od świtu do zmierzchu.
Mogę powiedzieć, że dużo jeżdżę samochodem, a może i nie ….
Pokonuję ponad 2000 km miesięcznie więc niedzielnym kierowcą
to ja nie jestem.
Codziennie podróżuję drogą jednokierunkową, dwujezdniową.
Stosując eco-driving staram się jeździć płynnie z jak
najmniejszą ilością niepotrzebnych postojów. Zawsze staram się poruszać prawym pasem, jeśli
jadę drogą jak na powyższym zdjęciu. Aby zachować płynność jazdy często
zachodzi konieczność zjechania na lewy pas i wyprzedzenia pojazdów, które jadą
wolniej. Niestety na przeszkodzie często stają mi LeBile.
Zgodnie z przepisami obowiązującymi w Polsce, mamy ruch
prawostronny i każdy kierowca zobowiązany jest do poruszania się jak najbliżej
prawej krawędzi jezdni. Jeśli, tak jak na powyższym rysunku, mamy drogę
jednokierunkową, dwujezdniową, to kierowcy powinni jechać prawym pasem. Lewy
pas służy do wyprzedzania i do poruszania się pojazdom uprzywilejowanym.
Za złamanie tego przepisu grożą w naszym pięknym kraju kary,
a Policja, na szczęście coraz częściej dostrzega tego typu wykroczenia i karze
kierowców, jadących lewym pasem, mimo, że swobodnie mogą zjechać na prawy pas i
kontynuować jazdę.
Niestety codziennie widzę LeBili, którzy są królami lewego
pasa. Dzielą się oni na dwie grupy. Jedni jadą lewym pasem z prędkością
piechura i żadne formy zaproszenia ich na prawy pas nie pomagają. Powodują oni
niepotrzebne korki, spowolnienie ruchu i ogólną nerwicę tych, którzy próbują
ich wyprzedzić, co często czynią prawym pasem lub marginesem.
Druga grupa to ci, którzy jadą lewym pasem i nie pozwalają
się wyprzedzić. Pewnie myślą sobie, że ja będę pierwszy i nikt nie może mnie
wyprzedzić. Często jadą z równą prędkością jak samochód jadący prawym pasem i skutecznie blokują całą
drogę. Czasem mam ochotę przywalić takiemu LeBilowi w tył samochodu żeby buraka
czegoś nauczyć.
Za jazdę lewym pasem w sytuacji, kiedy można zjechać na prawy pas, można otrzymać punkty i mandat karny. Ale dla niektórych to i tak
nie ma znaczenia. Byli, są i zawsz będą LeBilami, bo tak ich nazywam. Debile,
którzy jadą lewym pasem wtedy kiedy nie muszą.
A może by tak wszystkich tych „lewostronnych” wysłać do
Anglii albo Irlandii? Wtedy jadąc lewym pasem, będą się czuli jak w Polsce a
nasze drogi będą mniej zapchane. ?
Czy jest jakiś skuteczny sposób na LeBili? Ja nie znam, a
wy?
Za jazdę na LeBila można zostać ukaranym mandatem i punktami karnymi.
Jakiś czas temu, całkiem nie dawno, opisywałem moje przygody z CB Radiem.
O ile podczas jazdy wszystko jest w porządku, to po wyłączeniu silnika i ponownym włączeniu zapłonu CB Radio ustawia się na kanale numer 9 a nie 19.
Jest to i tyle upierdliwe, że po włączeniu zapłonu zapominam przełączyć radio na odpowiedni kanał i jadę kilka kilometrów mając ustawiony kanał 9.
Nie wiem wtedy, czy ktoś czegoś do mnie nie mówi na CB, nie mam świeżych informacji z drogi przede mną, nie wiem, czy gdzieś nie czai się niebieski wpłatomat.
Szczerze powiedziawszy to moje, bardzo proste, łatwe w obsłudze i tanie radyjko spełnia moje wymagania poza tą jedną wadą.
Chętnie zamieniłbym je na coś równie prostego, ale nie przełączającego się na kanał 9 po każdym zaniku zasilania. Czasem tak mnie to drażni, że mam ochotę wyrzucić to radio przez okno.
A tak w ramach ciekawostki dodam, że powyższe zdjęcie zrobiłem stojąc przed przejazdem kolejowym, z wyłączonym silnikiem. I pewnie wiecie co się stało jak zapaliłem samochód, jak pociąg już sobie odjechał w siną dal.
Tak, to cholerne radio przełączyło się na kanał 9, bo przy zapalaniu silnika wszystkie inne odbiorniki prądu zostają wyłączone, włączając w to gniazdo zapalniczki.
Po ostatnim tankowaniu gazu postanowiłem przeprowadzić mały test, który polegał na tym, że ruszając samochodem, oraz przy zmianie biegów, wciskałem pedał gazu w podłogę, żeby jak najszybciej rozpędzić się do prędkości podróżnej.
Po przejechaniu ponad 300 kilometrów stwierdzam, że to nie tędy droga.
Spalanie średnie zamiast spać, wzrosło. Poprzedni wynik to 7,56, obecny to 8,04 litra na 100 km.
Czyli to, co piszę w moim przewodniku to prawda.
Rozpędzając się, należy zawsze wciskać pedał gazu do połowy lub co najwyżej do 3/4 skoku pedału przyspieszenia. Wtedy ruszymy płynnie, bez zbędnego spalania tak cennego paliwa.
Jeśli chcesz, sam sprawdź i przekonaj się, że ruszanie spod świateł z kopyta, zwijając asfalt, jest może widowiskowe, ale nieopłacalne. Jak dla mnie to nie robi to większego wrażenia na widzach, a zbyt dużo kosztuje. No już taki eco-drivingowy zboczeniec jestem i nic na to nie poradzę.
Jakiś czas temu zamontowałem sobie w samochodzie światła do jazdy dziennej.
Zawsze chciałem takie mieć i w końcu trafiłem na samochód, w którym można takie ładnie wkomponować.
Światła kupiłem na portalu Aukcyjnym i odebrałem osobiście w sklepie, który miałem po drodze z pracy do domu. Zawsze tak robię, żeby niepotrzebnie nie płacić za przesyłkę.
Za zestaw świateł do jazdy dziennej mało znanej firmy, wyprodukowanych w Chinach, zapłaciłem całe 69,99 zł. Cena nie najniższa ani też nie oszałamiająca, bo szukając świateł, które kupiłem, widziałem i takie za 800 zł. Paranoja jakaś. Szukając świateł kierowałem się również przepisami, które nasza kochana Policja egzekwuje, i wymagałem, żeby światła miały te wszystkie znaczki wydrukowane na oprawkach, czyli homologacje, atesty i te wszystkie pierdoły, które i tak pewnie są odlewane w Chinach i nikt tych parametrów świateł nie sprawdza, ale może się mylę, oby.
Co do samych świateł, to jakość adekwatna do ceny. Zestaw składa się z dwóch "reflektorów" dwóch blaszek, których należy użyć do zamocowania świateł i przewodów, w kolorze czarny, czerwonym i białym. Przewody marnej jakości, cienkie, zakończone marnej jakości złączkami, więc podczas podłączania trzeba bardzo uważać, żeby tych przewodzików nie urwać. Same lampy są zbudowane z dwóch części. Cała elektronika zabudowana jest w części z diodami i zalana ni to silikonem, ni to klejem, generalnie, ma być waterproof, ciekawe czy będzie.
Blaszki przykręcone są do lamp. Do montażu zazwyczaj się je odkręca, więc czeka nas niemiła niespodzianka, bo po odkręceniu śrubek, nakrętki umieszczone wewnątrz oprawy na pewno wypadną z miejsc, w które były wkręcone. Trzeba wtedy rozebrać lampkę, czyli wysunąć biała część z czarnej i włożyć nakrętki na swoje miejsce. Ja przed montażem włożyłem nakrętki na swoje miejsce i "przykleiłem" je od wewnątrz silikonem, żeby nie wypadały. Małe udogodnienie, ale oszczędza dużo nerwów i niecenzuralnych słów podczas montażu.
Tylko uwaga, przed wprowadzeniem wszelkich modyfikacji proponuję, najlepiej w sklepie, sprawdzić, czy obie lampy świecą.
Z moich ust posypało się kilka słów uważanych potocznie na przekleństwa, kiedy okazało się, że po zamontowaniu wszystkiego w samochodzie okazało się, że jedna z lamp nie działa. Oczywiście trzeba było wszystko zdemontować i oddać do sklepu, gdzie na szczęście bez problemów lampy zostały wymienione na nowy zestaw, sprawdzony w sklepie, czy działa.
Zamontowanie świateł to dwa etapy, pierwszy to zamontowanie reflektorów na samochodzie, a drugi to ich podłączenie. Nie wiem, co za idiota wymyślił taki sposób montażu, ale lepiej, żebym go nie spotkał.
Montując uchwyty przy samym brzegu, powiedzmy wnęki na halogeny, żeby z boku do uchwytu przykręcić lampę, to trzeba się nieźle nagimnastykować. Wkręcenie śruby w lampę, kiedy ma się tylko 2 cm wolnego miejsca, to kilkadziesiąt straconych minut, przynajmniej dla mnie.
W droższych lampach są uchwyty montażowe na klik, co jest dużo łatwiejszym i bardziej komfortowym sposobem montażu świateł, no ale to kosztuje.
Jak już przebrniemy przez zamontowanie lamp to musimy je jeszcze podłączyć. Zasilanie należy podłączyć z miejsca, gdzie pojawia się ono po przekręceniu kluczyka, a trzeci przewód należy podłączyć w miejsce, gdzie zasilanie pojawia się po włączeniu świateł postojowych lub mijania. Trzeci kabel jest po to, żeby po włączeniu świateł mijania, zgasły światła do jazdy dziennej, bo tak mówią przepisy.
Zakupione przeze mnie światła miały mieć wbudowany automat, który jednak miał nie wyłączać całkiem świateł tylko przygaszać je o 90%. W rzeczywistości przygasza je, ale o 10 no może 20%. Lipa. Muszę teraz zainwestować w przekaźnik zwierno-rozwierny i samemu zbudować automat, który będzie wyłączał światła do jazdy dziennej, po włączeniu świateł mijania. A miało być tak pięknie.
Jednym z problemów było "przejście" z komory silnika do kabiny, bo w okolicach silnika nie znalazłem miejsca, gdzie pojawia się zasilanie po przekręceniu kluczyka. Ale udało się, po godzinie walki, podłączyć światła pod gniazdo zapalniczki. Ponieważ światła mają moc około 10 W, to nie są zbyt dużym obciążeniem dla instalacji gniazda zapalniczki.
Po dwóch dniach zabawy z montażem, bo musiałem wymienić uszkodzone światła na nowe, mam w końcu prawie dobrze działające światła, na których mogę jeździć w dzień, bez konieczności zapalania wszystkich innych świateł, które stanowią około 200 watowe obciążenie dla alternatora.
Czy oszczędzam na paliwie, na pewno, w okolicach 0,2-0,3 litra na każde 100 km. Dla mnie jako kierowcy który uprawia eco-driving, to jest pokaźna wartość, która zbliża mnie do osiągnięcia celu, którym jest zejście poniżej 7 litrów gazu na 100 przejechanych kilometrów.
Zdjęcia i filmik prezentują DRL w akcji, w dzień i w nocy.
A wracając do tytułu posta, to montując światełka choinkowe w samochodzie, przypadkiem stałem się bardziej zauważalny na ulicy. Często kierowcy jadący za mną trąbią, mrugają światłami, machają do mnie zza kierownicy myśląc, że nie mam zapalonych świateł. Dopiero kiedy ich zignoruję albo mnie wyprzedzą, zobaczą, że korzystam ze świateł LED-owych. Taki skutek uboczny.
Nie wiem, czy nie napisać na tylnej szybie, że korzystam ze świateł do jazdy dziennej. Wtedy ci, którzy umieją czytać, nie będą mnie niepokoić, chyba ...
Dziś jadąc do pracy nie potrafiłem się skupić na prowadzeniu samochodu.
Czegoś mi brakowało, coś mi nie pasowało, jakoś tak dziwnie się czułem prowadząc samochód.
Będąc mniej więcej w połowie drogi zrozumiałem o co chodzi. Brakowało mi ciągłych pytań w stylu: "Mobilki, a jak tam ścieżka na...", albo "Podrzuci ktoś, czy na ... jest czysto?". Brakowało mi dźwięków, pytań, rozmów na CB Radio.
Samo radio miałem włączone, słuszny kanał ustawiony a radio milczało.
Ponieważ po drodze musiałem się zatrzymać, postanowiłem sprawdzić, dlaczego to paskudztwo nie chce się odzywać.
Prąd jest, bo wyświetlacz kanałów działa i wskazuje kanał 19, antena jest na klapie bagażnika, więc co do licha jest nie tak.
Dopiero próba poruszenia kablem wchodzącym do anteny rozwiązała zagadkę, radio odżyło. Znów mogłem kontynuować jazdę, słuchając cennych uwag na temat sytuacji na drodze, ale też różnych innych durnot wykrzykiwanych przez baranów, którzy dorwali gruszę od CB Radia i chcieli wszystkim pokazać na jak wysokim poziomie jest ich poziom IQ.
Ale nie o tym chciałem.
CB radio towarzyszy mi w codziennych podróżach, ale nie tylko jako antyradar, anty fotoradar, ale również jako wsparcie w eco podróżowaniu.
Korzystając z CB Radia już wielokrotnie udało mi się ominąć korki, miejsca w których zdarzył się jakiś wypadek lub kolizja i w których na pewno straciłbym wiele minut i cennego paliwa. Nawet jak gdzieś są objazdy to czasem można podpytać innych kierowców, czy oby na pewno objazd poprowadzony jest najlepszą drogą, i czy nie można pojechać inaczej, lepiej, szybciej i bez stresu.
Jak widzisz mój drogi czytelniku, CB Radio to towarzysz moich podróży, ale na chwilę obecną wymaga małej naprawy, ale to niestety są skutki montowania anteny na magnes a nie na stałe.
Ja bez CB Radia czuję się nieswojo i trochę jak bez ręki, więc będę z niego korzystał uprawiając eco-driving i unikając przy okazji smerfów z magicznymi różdżkami.
Wielu moich kolegów biega, jeździ na rowerze, uprawia różne sporty.
Kiedyś pokazali mi aplikację 'endomondo', która potrafi "monitorować" trasę, którą np, biegniemy i w czasie rzeczywistym przesyłać dane na naszą stronę w aplikacji. Później po zakończonym treningu możemy przeanalizować nasz trening, sprawdzić, gdzie, jak szybko i w jakim terenie biegliśmy.
Pomyślałem, poszperałem, i stwierdziłem, że można to wykorzystać do optymalizacji trasy pod kątem eco-drivingu.
Jeśli będę miał dane, którędy jadę, z jaką średnią prędkością i w jakim czasie pokonuję trasę, mogę ją zoptymalizować. Mogę sprawdzić kilka wariantów trasy, czas jaki zajmuje mi ich pokonanie, ile stoję a ile jadę.
I tak oto zainstalowałem sobie aplikację na telefonie z GPS-em i dostępem do Internetu i monitorowałem trasę, którą codziennie pokonuję. Poniżej przykładowe screeny z aplikacji.
Jak widać trasa jest już prawie idealna, ale ma kilka "zawijasów", które można spróbować wyeliminować. Wtedy trasa się skróci, a czas jej pokonania powinien się również zmienić na plus.
Ale uwaga, niekoniecznie najkrótsza trasa będzie najlepsza i najbardziej optymalna pod kątem eko-jazdy. Czasem lepiej jest pojechać kawałek dalej, ale nie stojąc w korkach czy na czerwonych światłach oszczędzić czas i pieniądze.
Teraz pozostaje mi tylko pokonać drogę z pracy do domu i odwrotnie różnymi wariantami, spośród których muszę wybrać ten najbardziej optymalny wariant i nim podróżować.
Ale nie tylko "codzienna" trasa może być w ten sposób analizowana.
Instruktorzy szkoły jazdy, prowadzący kurs eco-drivingu mogą rejestrować dwie wersje pokonanej trasy. Pierwszą, którą kursant pokonuje jadąc "swoim" stylem bez zasad eco-drivingu i drugą, którą pokona z wykorzystaniem zasad eco jazdy. Dzięki zarejestrowaniu obu przejazdów, będzie można porównać oba style jazdy, obie trasy, średnie prędkości, czas ich pokonania i podsumować, czy eco-driving coś zmienił. A za pewne tak.
Jadąc na wakacje, jedziemy jedną z góry obraną trasą i rejestrujemy ją w aplikacji. Przy planowaniu powrotu możemy przeanalizować tą trasę i usunąć z niej punkty, które zajęły nam najwięcej czasu i wybrać inne, alternatywne drogi.
Aplikacja może pomóż również w pracy kurierom, którzy pokonują codziennie podobne trasy. Mogą oni zarejestrować swoje codzienne podróże i zoptymalizować trasę tak, aby nie wracać kilka razy w to samo miejsce.
Aplikacja co prawda została przygotowana dla sportowców, ale wydaje mi się, że wykorzystanie jej do celów eco-drivingu też przyniesie wiele korzyści.
----------------------
Pozdrawiam wszystkie eco-kierwców
M@rek
Właśnie siedzę sobie z lampką wina i przeglądam sobie nowość, którą odkryłem, być może zbyt późno, ale ważne, że w końcu.
Teraz będę mógł jeszcze bardziej zoptymalizować moje podróże, szczególnie te, które są powtarzalne, czyli z pracy do domu i z powrotem.
Jutro, albo po jutrze, jeszcze nie wiem kiedy, odsłonię tą tajemnicę, którą być może już część z was zna, ale nie wpadła na pomysł, który zakiełkował w mojej głowie.
Zatem, wino do dna, głowa do poduchy a jutro postaram się dodać nowy, ciekawy wpis, który, podejrzewam, wielu zainteresuje.
Zapraszam, jeśli kogoś nie zanudzam moimi wypocinami.
A tak na marginesie, jakie wy osiągacie wyniki, w redukcji spalania paliwa przez wasze samochody?
Za cel obrałem sobie zejście ze średnim spalaniem mojego samochodu poniżej 7 litrów LPG na 100 przejechanych kilometrów. Jeśli mi się to uda, będę mógł powiedzieć, że eco-driving to jest coś, co potrafię robić. Jak na razie, po dzisiejszym tankowaniu spalanie wyniosło 7,56 litra LPG a średnie spalanie z całego okresu, od kiedy jestem właścicielem tego samochodu spadło poniżej 8 litrów LPG na 100 km.
Do osiągnięcia celu jeszcze trochę brakuje, ale wierzę, że uda mi się to osiągnąć.
Czy do obniżenia spalania przyczyniły się światła do jazdy dziennej i zalanie silnika ceramizerem, nie wiem, ale spadające koszty podróżowania samochodem bardzo mnie cieszą i utwierdzają w przekonaniu, że wybrałem dobry styl prowadzenia samochodu.
Szczegółowe statystyki spalania mojego samochodu znajdują się [TUTAJ]
Kiedy jechałem dzisiaj do pracy, to sobie pomyślałem, że sporo można zaoszczędzić na obserwacjach.
Prawie codziennie jeżdżę tą samą trasą. Po drodze mijam kilka stacji benzynowych, czy to flotowych czy też prywatnych. Obserwując ceny paliw na tych stacjach muszę przyznać, że różnice są spore. Mnie interesują głównie ceny gazu LPG i tutaj to już jest całkiem duży rozstrzał cen. Najtaniej było dzisiaj na prywatnej, ale dość powszechnej i sprawdzonej stacji, gdzie litr gazu LPG kosztował 2,18 zł, a najdrożej na stacji flotowej, pod Katowicami, gdzie litr LPG kosztował 2,33 zł.
Jak widać, różnica to 15 groszy, co daje około 7 %. Jeśli ktoś tankuje pełny bak gazu, czyli dla łatwych obliczeń przyjmijmy 30 litrów gazu, to w najtańszej wersji zapłaci 65,40 zł, a w najdroższej 69,90 zł. Różnica to 4,50 zł. Niby niewiele, ale...
Jeśli ktoś tankuje raz w miesiącu to raczej nie ma się nad czym zastanawiać i powinien tankować tam, gdzie mu bardziej po drodze i tam, gdzie wiadomo, że paliwo jest sprawdzone.
Ale jeśli ktoś tankuje kilka razy w miesiącu, powiedzmy 7 razy, to oszczędności są już widoczne. Tankując tam, gdzie taniej, oszczędzimy miesięcznie 31,50 zł, czyli rocznie 378 zł. A co można kupić za taką kwotę? Niech każdy z was sam sobie odpowie na to pytanie.
Jeśli ktoś tak jak ja mija kilka stacji benzynowych po drodze, i nie musi nigdzie ekstra podjeżdżać, żeby zatankować o kilka groszy taniej, to może sobie wybrać, gdzie tankować. Ja robię to tak, że jak jadę rano do pracy to sprawdzam, gdzie paliwo, które mnie interesuje jest najtańsze, i w drodze powrotnej z pracy tam tankuję i dzięki temu oszczędzam.
Jest jeszcze jedna kwestia. Punkty, które można otrzymać za zakup paliwa i produktów na niektórych stacjach, i po zebraniu odpowiedniej ich ilości, można te punkty wymienić na nagrody.
Czy te nagrody na prawdę są za darmo? Tutaj można polemizować, bo paliwo na stacjach, które dają dodatkowo punkty za zakupy, jest nieco droższe, więc logicznie myśląc, można powiedzieć, że zbierając punkty płacimy "raty" za nagrody, które możemy odebrać dopiero po spłaceniu całego "kredytu" za nagrodę.
Podejrzewam, że nikt lub prawie nikt nie tankuje tylko na stacjach sieciowych tylko po to, żeby zbierać punkty i później wymieniać je na nagrody.
Tankując taniej, można sobie za zaoszczędzone pieniądze, których tak na prawdę nie widać, kupić "nagrodę" która będzie tym, co chcemy a nie tym, co akurat znajdziemy w katalogu nagród.
Podsumowując, jeśli chcesz zaoszczędzić, tankuj paliwo na stacjach, gdzie masz pewność, że paliwo jest dobrej jakości i jest tańsze.
Jadąc do pracy, sprawdzaj ceny paliw i tankuj w drodze powrotnej tam, gdzie jest taniej.
Nie tankuj droższego paliwa tylko dlatego, że chcesz zebrać kilka punktów lojalnościowych. Tak na prawdę nagrody nie są za darmo, kupujesz je podczas płacenia za paliwo.
Usiądź, policz ile razy w miesiącu tankujesz i oszacuj, czy poszukiwanie tańszej stacji jest uzasadnione ekonomicznie, bo czasem więcej stracisz jadąc specjalnie na stację, żeby zatankować o 2 grosze tańsze paliwo.
Jeśli masz pytania, wątpliwości, uwagi. Jeśli coś, o czym piszę, jest dla Ciebie niezrozumiałe, coś trzeba wyjaśnić, rozwinąć jakiś temat, zapraszam do kontaktu. Odpowiem na każdy poważny mail, postaram się wyjaśnić wszystkie wątpliwości i rozwinąć każdy temat.
Jeśli chcesz się ze mną skontaktować, napisz do mnie maila na adres: eco.kierowca@onet.pl
Ostatnie tankowanie i miła niespodzianka. Ostatni wynik spalania to 7,91 litra na 100 km, a średnia to 8,06 l/100km. Nie wiem czy to wina zamontowania świateł do jazdy dziennej, czy też mojej integracji z samochodem, który coraz lepiej poznaję, ale spalanie spada i mam nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się na dłużej.
Jak już wspominałem, chciałbym zejść ze spalaniem poniżej 7 litrów, choć wiem, że nie będzie to łatwe w tym samochodzie. No cóż, trzeba sobie wyznaczać cele i do nich cierpliwie i wytrwale dążyć.
Jak tradycja każe, we wszystkich moich samochodach stosowałem ceramizer, przynajmniej do silnika. W tym przypadku nie mogło być inaczej. Mazda przy przebiegu 232 000 km została "nakarmiona" ceramizerem do silnika. Do tej pory silnik brał około 0,5-0,7 litra oleju na każde 10000 km, przynajmniej tak twierdził poprzedni właściciel samochodu.
Dolałem 0,5 litra oleju, tak aby na miarce stan oleju wskazywał maksimum, dodałem do silnika ceramizer i zaczynam obserwacje. Według moich poprzednich doświadczeń, spalanie powinno nieco spaść, apetyt silnika na olej również. Poza tym silnik powinien pracować równiej i ciszej, powinien otrzymać drugie życie.
Spalanie mojego samochodu wzrosło do 8,17 litra LPG ma każde 100 km. A miało spadać. Niestety, tym razem więcej jazdy po mieście i efekt jest widoczny.
Zobaczymy, jak będzie dalej, ale zejście poniżej 7 litrów to będzie nie lada wyzwanie.
Witam
Zgodnie z założeniami, spalanie spada. Coraz bardziej poznaję swój samochód, coraz więcej zasad eko-drivingu wdrażam w codziennym poruszaniu się po polskich "drogach" i widać tego efekty.
Pierwszy wynik spalania to 8,42 LPG, obecnie już 7,88 l/100km LPG.
Cel do osiągnięcia to wynik poniżej 7 litrów LPG na 100 km. Oznacza to, że na butli do której wchodzi 26-27 litrów gazu muszę przejechać ponad 350 km. Jak na razie osiągnąłem 320 km więc jeszcze sporo pracy przede mną. Ale wierzę, że mi się to uda.
A jak wasze wynik w eco-drivingu? Macie jakieś swoje rekordy minimalnego spalania paliwa?
Aby nie być gołosłownym i potwierdzić, że wiem o czym piszę, przedstawiam statystyki spalania samochodu, którym codziennie pokonuję co najmniej 100 km. Co prawda samochód kupiłem 02.08.2013 roku, ale statystyki będę uzupełniał na bieżąco i mam pewność i nadzieję, że spalanie będzie malało, i osiągnie niski poziom. Aktualizacja powinna się pojawiać przynajmniej raz w tygodniu.
Szczegółowe statystyki spalania mojego samochodu znajdują się [TUTAJ]
Nowe posty publikowane są na końcu bloga, z datami coraz starszymi, aby wszystkim lepiej się czytało. Chcesz przeczytać nowy wpis, zerknij na koniec, na ostatnie czyli najstarsze wpisy, które są najnowszymi.
- A widział Pan, panie sąsiedzie, jak to paliwo podrożało?
- Nie, nie zauważyłem.
- A to nie tankował Pan ostatnio?
- Tankowałem wczoraj, ale nie zwróciłem uwagi na cenę, bo ja zawsze tankuje za 50 zł.
Powyższy dowcip jest może i śmieszny, ale powinien zwrócić uwagę każdego kierowcy na to,
co dzieje się na stacjach benzynowych.
Paliwa drożeją, zasoby ropy naftowej są na wyczerpaniu a my, kierowcy zostawiamy coraz
więcej pieniędzy na stacjach benzynowych.
Co zrobić, żeby nie płacić tyle za podróż samochodem?
Można spróbować namówić arabskich szejków na to, żeby trochę mniej zarobili i obniżyli
ceny ropy na światowych rynkach. :-) Można kupować paliwo na tanich, ale nie zawsze
godnych zaufania stacjach. Można mniej jeździć lub więcej zarabiać. A można także zmienić
styl jazdy i oszczędzić do 30% paliwa a co za tym idzie, pieniędzy.
W tym poradniku powiem Ci, jak ja zaoszczędziłem 3600 zł w ciągu roku na paliwie lub
nawet 4800 zł na kosztach paliwa i eksploatacji samochodu. Za takie pieniądze można
pojechać z rodziną na dwa tygodnie na wakacje lub wydać całą kwotę na hobby, na
przyjemności, na co tylko się chce.
Po przeczytaniu tych kilkudziesięciu stron zdobędziesz cenną wiedzę na temat oszczędnego
prowadzenia samochodu, dowiesz się jak jeździć spokojniej, mniej nerwowo a wbrew
pozorom nieco szybciej niż dotychczas.
Jeśli będziesz wytrwały i zapoznasz się ze wszystkimi moimi poradami, staniesz się lepszym i
bezpieczniejszym kierowcą. Twój samochód będzie bardziej zadbany i będzie się wolniej
zużywał a wizyty na stacjach benzynowych będą należały do rzadkości.
Mam nadzieję że wiedza, którą Ci przekaże sprawi, że za 50 zł przejedziesz zamiast 150 km,
dystans równy 200 kilometrom. Jestem pewien, że dołączysz do grona 10 procent
świadomych Eko-kierówców, którzy zasady Eko-drivingu stosują na codzień. Szacuje się
bowiem, że 90 procent kierowców nie zna zasad Eco-drivingu a tylko nieliczni potrafią je
zastosować i wykorzystywać w praktyce.
Moja definicja eko-drivingu lub jak kto woli, eko-jazdy to:
W ostatnich tygodniach (poradnik pisałem 26 maja 2011 roku) ceny paliw przekraczały
kolejne granice. Najpierw cena benzyny przebiła barierę 5 zł, a później zaraz za nią cena oleju
napędowego skoczyła do około 5,20 zł za litr.
W tym szalonym wyścigu cen najbardziej poszkodowani byli kierowcy, ponieważ
musieli zostawić na stacji benzynowej więcej pieniędzy. W tych czarnych dniach pojęcie Ecodrivingu
powinno nabrać szczególnej mocy.
Słowo Eco-driving to połączenie słów Ekologia lub jak kto woli Ekonomia i driving
czyli prowadzenie samochodu.
Według Wikipedii definicja Ekologii to:
Ekologia (gr. oíkos (οἶκος) + -logia (-λογία) = dom (stosunki życiowe) + nauka) – nauka o
strukturze i funkcjonowaniu przyrody, zajmująca się badaniem oddziaływań pomiędzy
organizmami a ich środowiskiem oraz wzajemnie między tymi organizmami.
Mówiąc prostymi, żołnierskimi słowami Ekologia to nauka, która bada jak człowiek i jego
działania wpływają na środowisko, w którym żyjemy i na życie innych ludzi.
Oczywistym jest, że im mniejszy wpływ człowieka na otaczający nas świat, tym więcej
rzeczy dzieje się naturalnie i zgodnie z rytmem przyrody.
Według mnie Eco-driving to nie tylko „jazda na kropelce”, ale ogół zachowań kierowcy,
które w jak najmniejszym stopniu wpływają na otaczające nas środowisko naturalne i na
innych ludzi. Będąc ekologicznym/ekonomicznym kierowcą ...
... ciąg dalszy w moim poradniku.
Jeśli chcesz kupić mój poradnik i otrzymać dostęp do pełnej wersji i całej, zawartej w moim poradniku wiedzy, zapraszam na stronę:
Ponieważ wiem, że Twój czas jest bardzo cenny, muszę zadać Ci jedno podstawowe
pytanie. Czy jesteś pewien, że Eco-driving jest dla Ciebie?
Model Eco-kierowcy nie jest dla wszystkich Eco-jazda ma tyle samo zwolenników, co
przeciwników. Niechęć do Eco-drivingu wynika bardzo często z niewiedzy, czyli błędnym
rozumieniu słowa Eco-driving.
Eco-driving na pewno nie jest dla tych, którzy nie chcą być Eco-kierowcami. Dla tych,
którzy jeżdżą według zasady „Ogień w tłoki, dym w obłoki”, oraz dla osób, które nie dbają o
otaczające nas środowisko i los przyszłych pokoleń, którym przyjdzie żyć w jeszcze bardziej
skażonym i zniszczonym świecie, w którym przyroda coraz częściej będzie upominać się o
swoje i bronić się przed ingerencją człowieka poprzez różne kataklizmy jak tornada, tsunami
itp. Musimy mieć świadomość, że zjawiska przyrodnicze dążą do równowagi a człowiek
zakłócając je, zakłóca panujący ład. Ekosystem będzie dążył do przywrócenia tej równowagi i
będzie się bronił.
A więc, jeżeli nie wierzysz w Eco-driving, nie chcesz zmienić swojego stylu
prowadzenia samochodu, nie chcesz oszczędzić na kosztach paliwa, nie chcesz jeździć
szybciej, ale spokojniej i płynniej, jeżeli nie zależy Ci na przyszłości świata, jeżeli jesteś
egoistą i masz wszystko w nosie, nie czytaj dalej tej książki. Oddaj ją komuś innemu, wyrzuć,
zniszcz, ale nie czytaj jej dalej.
Zmarnujesz tylko Twój cenny czas i zapoznasz się z nieprzydatną dla Ciebie wiedzą,
która może zmienić świat.
Jeżeli jednak jesteś człowiekiem inteligentnym, świadomym tego, że masz wpływ na
obraz otaczającego Cię świata. Jeżeli chcesz jeździć szybciej, płynniej, spokojniej. Jeżeli
chcesz oszczędzić poważną sumę pieniędzy i wyjechać na wakacje za te oszczędności, czytaj
dalej.
Chcesz wiedzieć więcej, zapraszam do lektury mojego poradnika -->
Jeśli chcesz kupić mój poradnik i otrzymać dostęp do pełnej wersji i całej, zawartej w moim poradniku wiedzy, zapraszam na stronę:
Muszę się przyznać, że byłem właścicielem już kilku, bardzo różnych samochodów.
Każda zmiana poprzedzona była weryfikacją potrzeb i wymagań jakie stawiałem przed swoim
samochodem. Poloneza sprzedałem, bo został rozbity. Hondę zamieniłem na Nissana,
ponieważ powiększyła mi się rodzina i znacznie zwiększył się ekwipunek, który musieliśmy
zabierać na rodzinne wyjazdy. Ci, którzy mają dwójkę małych dzieci wiedzą, o czym mówię.
Obecnie, czyli w 2011 roku jeżdżę Fordem Fusionem, dlatego że po pierwsze nie potrzebuje
już tak dużego samochodu, bo dzieci podrosły i ilość zabieranego bagażu znaczniej się
zmniejszyła a po drugie zmieniłem miejsce zamieszkania i obecnie dojeżdżam do pracy 50
km w jedną stronę a nie 7 jak to miało miejsce wcześniej, więc decydujący głos miały
względy ekonomiczne.
Zacznij więc od weryfikacji Twoich potrzeb. Czy Twój samochód nie jest za duży?
Czy nie wystarczy mniejszy, tańszy i mniej palący samochód? A może wystarczy jeden duży
zamienić na dwa małe, jeśli w rodzinie jest dwóch kierowców? (...)
Chcesz wiedzieć więcej, zapraszam do lektury mojego poradnika -->
Jeśli chcesz kupić mój poradnik i otrzymać dostęp do pełnej wersji i całej, zawartej w moim poradniku wiedzy, zapraszam na stronę:
Zakładam, że zweryfikowałeś już swoje potrzeby i wiesz, że samochód, którym
jeździsz to ten właściwy.
Kolejny krok, to porządki. Musimy zacząć od uporządkowania samochodu. Jak zapewne się domyślasz, każdy kilogram, który musi być „ciągnięty” przez silnik samochodu ma wpływ na zużycie przez samochód cennego paliwa. Wielu kierowców przewozi w swoich samochodach mnóstwo niepotrzebnych rzeczy takich jak skrzynki z narzędziami po ostatnim remoncie, duże, 5 litrowe butelki płynów do spryskiwaczy, oleju, czy płynu do chłodnicy, zabawek dzieci czy grill po ostatnim weekendzie nad jeziorkiem. Trzeba jednak zdać sobie sprawę że przewożenie tego zbędnego balastu po pierwsze dużo kosztuje, a po drugie stwarza potencjalne niebezpieczeństwo. O ile rzeczy zgromadzone w bagażniku i odpowiednio zabezpieczone nie są aż tak groźne, o tyle nawet drobiazgi pozostawione w samochodzie to potencjalna przyczyna wypadku lub zagrożenia życia. Podczas wypadku, pozostawiona na tylnym siedzeniu butelka wody waży kilkanaście kilogramów, tzn. że jak uderzymy do innego samochodu, to taka butelka może uderzyć w naszą głowę z siłą, jaką w nieruchomego człowieka uderzy kilkunastokilogramowy ciężar lecący z prędkością kilkudziesięciu
kilometrów na godzinę. Telefon komórkowy podczas wypadku z prędkością 50 km/h staje się 6 kilkogramowym ciężarkiem a ciało człowieka o masie 50-60 kg może podczas uderzenia samochodu w przeszkodę ważyć nawet 3,5 tony. Pamiętaj aby pasażerowie zapinali pasy. Nie chcesz chyba być uderzony 3 tonowym ciężarem??
Inna kwestia to np. puste butelki, leżące swobodnie na podłodze samochodu. Może nie są istotne z punktu widzenia zużycia paliwa, ale mogą spowodować wypadek. Wystarczy tylko, że pusta butelka podczas hamowania wturla się pod pedał hamulca lub gazu. Kiedy naciśniemy pedał, butelka zablokuje nam go i albo nie będziemy mogli zatrzymać samochodu albo przyspieszyć, np. przy manewrze wyprzedzania.
Jeżeli już musimy przewozić jakieś rzeczy w samochodzie, należy je dobrze zabezpieczyć, żeby nie stały się one przyczyną wypadku.
Dobrze, dość tych „strasznych” ostrzeżeń.
Jeśli chcesz, aby w Twoim portfelu zostało jak najwięcej złotówek, zostaw w garażu wszystko to, co niepotrzebne w samochodzie. Opróżnij bagażnik i kabinę samochodu. Zostaw tylko niezbędne rzeczy. Jeśli wozisz 5 litrów płynu do spryskiwaczy, przelej trochę płynu do małej butelki a resztę zostaw w garażu. Jeżeli wozisz w samochodzie narzędzia, zostaw tylko te podstawowe. Obecnie w samochodach ...(...)
Chcesz wiedzieć więcej, zapraszam do lektury mojego poradnika -->
Jeśli chcesz kupić mój poradnik i otrzymać dostęp do pełnej wersji i całej, zawartej w moim poradniku wiedzy, zapraszam na stronę:
Dla ekstremalnego podejścia do Eco-drivingu warto spojrzeć na siebie.
Może mamy kilka kilogramów za dużo?
Może warto zrzucić te kilka kilogramów pozostawiając samochód w garażu i idąc do sklepu na nogach? Te kilkaset metrów spaceru dobrze wpłynie na naszą kondycję i wagę, a w baku pozostanie sporo paliwa. Dodatkowo, jeśli będziemy mniej ważyć, to nasze samochodowe podróże będą mniej kosztować.